Parafrazując klasyka – jeśli rowerzysta zatrzymuje się przy radiowozie i bacznie obserwuje strażników – wiedz, że coś się dzieje. 4 lipca „się zadziało” w Alei Solidarności, w pobliżu cerkwi.
Patrol, który interweniował tego dnia po 16.00 wobec osób śpiących na ławce, w jej sąsiedztwie zauważył jadącego rowerem miejskim mężczyznę. Ten na widok stojącego radiowozu zatrzymał się i zaczął pilnie obserwować strażników. Zapytany, czy potrzebuje jakiejś pomocy odparł, że nie i odjechał. Mocno falisty tor jazdy w połączeniu z problemami w utrzymaniu pionu wskazywał, że albo rowerzysta nie ma wprawy w poruszaniu się jednośladem, albo też znajduje się „pod wpływem”. Strażnicy zakończyli czynności wobec śpiących i ruszyli za cyklistą, który daleko nie odjechał - gdy zapytano go o to, czy pił alkohol przyznał, że owszem, ale dzień wcześniej. Zaburzona dykcja oraz woń oddechu jasno jednak wskazywały, że mężczyzna mija się z prawdą. Podczas rozmowy patrol spostrzegł też, że miejski rower ma wyrwany uchwyt mocujący koło do stojaka wypożyczalni, choć jego użytkownik zarzekał się, że pojazd wypożyczył dzień wcześniej. Po sprawdzeniu w miejskich systemach okazało się, że rower w bazie figuruje w rubryce „skradziony”.
Ostatecznie jednoślad po ustaleniach z operatorem systemu rowerowego został przypięty do bazy Veturilo, a jego użytkownik – który nie miał dokumentów i oświadczył, że jest bezdomny - trafił na komisariat policji, gdzie badanie alkomatem potwierdziło, że jeździł rowerem „pod wpływem”: 2,5 promila.