Ramię w ramię z ratownikami pogotowia ratunkowego tłoczyli życie w ciało 65-letniego mężczyzny. Akcja resuscytacyjna trwała ponad pół godziny. Takie interwencje na zawsze pozostają w pamięci strażników miejskich.
Funkcjonariuszy zaalarmował rowerzysta, którego zaniepokoił stan człowieka siedzącego na ławce na skwerku przy Drawskiej. Zastany na miejscu mężczyzna osuwał się z oparcia. Oddychał, ale nie reagował na pytania. W oczekiwaniu na pogotowie ratunkowe, strażnicy obserwowali nieprzytomnego mężczyznę, raz po raz sprawdzając czy oddycha i - dosłownie - trzymając rękę na pulsie. Na miejscu szybko pojawili się ratownicy i sytuacja wydawała się opanowana. Lecz w pewnym momencie na monitorze EKG pojawiła się prosta linia. Oddech i puls mężczyzny zanikły. Na oczach ratujących pacjent zaczął „odpływać”. Lekarz z ratownikiem błyskawicznie zdecydowali się na intubację i wprowadzili wenflon w żyłę mężczyzny. Brakowało jednak rąk. O prowadzenie akcji resuscytacyjnej poproszono strażników. Pełna napięcia walka o życie trwała pół godziny. Wreszcie oddech i puls powróciły! Mężczyzna został przeniesiony do karetki i zabrany do szpitala. Przeżył!
To już siódma skuteczna akcja resuscytacyjna z udziałem funkcjonariuszy warszawskiej straży miejskiej w tym roku. W trakcie powtarzanych co kwartał szkoleń strażnicy doskonalą między innymi umiejętności z zakresu pierwszej pomocy. Jednak - jak podkreślił jeden z uczestniczących we wczorajszej interwencji strażników „prawdziwa akcja ratunkowa to zupełnie inna sprawa.”
- Oczywiście, nie udałaby się gdyby nie nasze szkolenia, ale to są zupełnie inne emocje. A także nieprawdopodobne wzruszenie i satysfakcja, kiedy akcja kończy się happy endem – powiedział starszy inspektor z III Oddziału Terenowego.