Pewien mieszkaniec Tarchomina tak bawił się w ostatni weekend, że wylądował w szpitalu. Nic poważnego mu się nie stało. W niedzielę rano wyszedł z placówki, ale zrobił to w oryginalnym stylu.
O godzinie 8.30 w niedzielę mieszkańcy stolicy zwykle zasiadają do śniadania. Oczywiście nie wszyscy. Zawsze znajdą się tacy, dla których to raczej pora na spóźnioną kolację. Chyba do tych drugich zaliczał się pewien 68-letni mieszkaniec Tarchomina, którego kierowca autobusu miejskiego zauważył w swoim pojeździe. Oryginalny był nie tyle pasażer, co jego karnawałowy strój składający się z T-shirtu, bokserek, flizelinowego prześcieradła i… jednego klapka. Ten minimalizm ubioru przy temperaturze bliskiej zera zwrócił uwagę kierowcy, który poinformował o tym przejeżdżający patrol straży miejskiej z VI Oddziału Terenowego. Ponieważ autobus musiał jechać dalej, pasażerem zaopiekowali się strażnicy. Otrzymał od nich koc termiczny, więc szybko się nim okrył i wysiadł z funkcjonariuszami. Mężczyzna przyznał, że nie pamięta zbyt wiele z poprzedniego dnia, bo wypił sporo alkoholu. Pamiętał tylko, że pogotowie ratunkowe przywiozło go do szpitala z powodu urazu głowy. Tam po opatrzeniu opuścił szpital w tym, co miał na sobie. Funkcjonariusze zabrali mężczyznę do siedziby VI Oddziału Terenowego Straży Miejskiej. Podarowali mężczyźnie sweter i buty, a gdy je założył odwieźli seniora do jego mieszkania. Liczyli się z tym, że może mieć problem z dostaniem się do lokalu, ale tak się nie stało - drzwi były otwarte, a wewnątrz zdziwiony lokator znalazł swoją rozrzuconą odzież - spodnie, kurtkę oraz buty.